Mam na imię Ania. Podróże to moje życie, odkąd tylko pamiętam. Kiedy wyruszam w świat – ten daleki i bliski – uwielbiam uczucie niepewności, które towarzyszy mi, gdy po raz pierwszy stawiam stopę na „nieznanej” ziemi. To podekscytowanie, adrenalinę i… radość. Bo już wiem, że za chwilę „nieznane” stanie się częścią doświadczeń, które pozostaną ze mną do końca życia. Dla mnie to właśnie przeżycia są największą wartością przemierzania świata.

GlobTroper jest projektem, który powołałam do życia właśnie z miłości do podróży.

Chcę się podzielić swoją pasją również z Tobą i zarazić Cię podróżniczym bakcylem. Udowodnię Ci, że wyprawy z plecakiem, z dala od all inclusive, ale blisko tego, co nie-zwykłe, są prostsze niż myślisz.

Zaczęło się właśnie od all inclusive

Był rok 2010. Właśnie zdałam maturę i wyruszyłam na całkiem typowe wakacje. Tak, tak. Ja – z walizką wypchaną po brzeg, w hotelu z all inclusive w Turcji. No cóż, bardzo szybko odkryłam, że leżenie cały dzień na plaży jest nie dla mnie. Za to praca animatora czasu wolnego – jak najbardziej tak. Dlatego tuż po powrocie do domu zapisałam się na kurs.

Animator na wyspie Kos

Kolejne 4-miesięczne wakacje spędziłam już jako animator na greckiej wyspie Kos.

UFO, Indianie, piraci… Były tańce na mini-disco dla dzieci, ale i zajęcia dla dorosłych – aktywności sportowe, aqua aerobik, show wieczorne… Odkryłam w sobie pokłady umiejętności artystycznych, o które wcześniej się nie podejrzewałam.

W czasie wolnym zwiedzałam i chłonęłam Grecję pełnymi garściami. Pomagałam też rezydentce i pilotowałam niektóre wycieczki. Tak zaczęłam poznawać pracę w turystyce od kuchni.

Jednocześnie rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu (biznes międzynarodowy, a jakże!). Ale nieustannie ciągnęło mnie do podróży, i to tych poza utartymi szlakami.

Przygoda z Auto Stop Race

Kiedy dowiedziałam się, że jedna z organizacji studenckich na mojej uczelni (pozdrowienia dla Klubu Podróżników BIT 🙂 ) organizuje Auto Stop Race (największy wyścig autostopowy w Europie), oczywiście, jak to ja, natychmiast się zgłosiłam. Co tam, że nigdy wcześniej nie jeździłam na stopa.

Był 2012 rok i wspólnie z kolegą wyruszyliśmy z plecakami do Rzymu. Udało nam się dojechać w 48 godzin autostopem. Do dziś pamiętam, przerażenie i ekscytację, kiedy utknęliśmy w nocy w górach na jakieś 9 godzin bez namiotu.

Przez kolejne 3 lata wracałam na Auto Stop Race, tym razem w roli organizatora, a nawet, w VII edycji wyścigu jako Koordynator Główny Projektu.

Po kilku latach podróżowania Europa stała się dla mnie za ciasna. Potrzebowałam czegoś więcej. Czułam, że to czas na długą podróż przez duże „P”.

Pierwsza podróż do Azji

Przyszedł czas na samodzielną dłuższą podróż z plecakiem. Dokąd? No jasne, że do Indii! I gdyby nie Rodzice, którzy załamali ręce na wieść, że chcę się sama wybrać właśnie tam, pewnie to tam bym ruszyła. Postanowiłam jednak (dla „świętego spokoju”) zmienić nieco plany i poszukać kompana do wspólnej eskapady. Musiałam pójść na kompromis i tak Indie zamieniły się w Azję Południowo-Wschodnią.

Razem z kolegą, zapakowana w niewielki plecak i z ogromną rządzą przygody w sercu, wyruszyłam w 4-miesięczną, budżetową podróż po Azji. Tajlandia, Wietnam, Laos, Kambodża, Malezja… co tam się działo!

Codzienne nowe, intensywne doświadczenia, nowe smaki, zapachy, zderzenie z tak odmienną kulturą i religią, poznani na trasie niezwykle przyjaźni ludzie.

To właśnie wtedy zakochałam się w Azji po uszy.

Wpadłam jak śliwka w kompot. Przywiozłam z tej podróży więcej niż wspaniałe wspomnienia. Nigdy wcześniej nie nauczyłam się tak dużo o otaczającym nas świecie, ale i o sobie. Przełamałam wiele barier i przesunęłam własne horyzonty. Moja głowa otworzyła się na nowe – kolory, smaki, zapachy, doznania, doświadczenia.

Zaczęłam widzieć to, czego wcześniej nie dostrzegałam. To wtedy po raz pierwszy pływałam z pięknie świecącym planktonem w środku nocy. Po raz pierwszy zanurkowałam z butlą i dane mi było zobaczyć cudowny podwodny świat. Pierwszy raz jechałam skuterem (i miałam na nim wypadek 🙂 ). Spałam w dżungli, a potem pierwszy raz, ze łzami w oczach, ujrzałam majestatyczny kompleks Angkor. Ta podróż zmieniła moje życie.

Kolejne wyprawy i kolejne plany

Ruszyłam dalej. W 2015 roku znowu wyjechałam jako animator do Grecji, tym razem na Rodos. Potem zaczęłam odkrywać kolejne miejsca. Izrael, Jordania, Kuba, kraje Europy, Birma, Borneo, aż w końcu udało mi się kupić obłędnie tanie bilety do Japonii (800 zł w dwie strony!). Co prawda wylot był dopiero za rok, ale… to nie miało znaczenia!

W międzyczasie wyjechałam na 6 miesięcy na Erasmusa do Zagrzebia. Przez te pół roku na stopa zjechałam prawie całe Bałkany – Chorwację, Czarnogórę, Bośnię, Serbię, Macedonię, Kosowo, a przy okazji Bułgarię i kawałek Grecji. Dotarłam też do Słowenii i do Włoch. Do odwiedzenia została jeszcze Albania, ale wszystko przede mną.

Potem była Japonia, która mnie oczarowała. Zwiedziłam ją samotnie, znowu z plecakiem i korzystając z gościny Japończyków (Couchsurfing czyni cuda!). To kolejny kraj, którego zdecydowanie warto doświadczać wszystkimi zmysłami.

Wróciłam i wiedziałam, że nie mogę żyć bez podróży. Także zawodowo.

Stałam się człowiekiem-orkiestrą

Od 2017 roku pracowałam jako pilot wycieczek. Praca marzeń? Dla mnie zdecydowanie tak. Ale i niesamowite wyzwanie. Bo jako pilot wycieczki trzeba być „człowiekiem od wszystkiego” – tłumaczem, opiekunem, negocjatorem, chodzącym GPS-em i encyklopedią oraz wodzirejem w jednym, a pracuje się przez 24 godziny na dobę. Ale na monotonię i brak emocji nie można narzekać 🙂

Jako pilot wycieczek planowałam i organizowałam wyjazdy z plecakiem i zarządzałam kilkunastoosobowymi grupami uczestników. I po raz kolejny nauczyłam się, że niemożliwe nie istnieje. Bo „człowiek od wszystkiego” musi załatwić wszystko. Także w sytuacjach kryzysowych. Tajfun w Wietnamie, overbooking w hotelu (i w samolocie, serio!), zatrucie pokarmowe (jedzenie na Filipinach odchorowała moja grupa, także i ja – jako ostatnia i do tego najmocniej)… na wyprawie może się zdarzyć wiele. I na wszystko trzeba być gotowym, bez względu na porę dnia i nocy.

Zdobyłam (bez)cenne doświadczenie

Od tworzenia autorskich programów wypraw (i ich realizacji), przez całą logistykę i budżet podróży, negocjacje cenowe, aż po dbanie o bezpieczeństwo i dobry humor uczestników trampingów oraz o to, byśmy wszędzie dotarli na czas, nie popełniając kulturowych wpadek – to właśnie moja niesamowita codzienność.

Każdy dzień jest wyzwaniem, bo im dalej od Europy, tym więcej sytuacji, które zaskakują – tych banalnych i tych zupełnie poważnych. Tak stałam się mistrzynią negocjacji z taksówkarzami i tuk-tukowcami.

Do perfekcji dopracowałam też język ciała – niezbędny do porozumienia z miejscowymi, bo z dala od utartego szlaku angielski często jest bezużyteczny. Ale kilka zwrotów po tajsku czy japońsku, nawet przekręconych, a do tego szeroki uśmiech i duża doza empatii – jak najbardziej się przydają!

Zastanawiasz się, jak wygląda moja aktualna podróżnicza lista marzeń?

Pewnie, gdy to oglądasz, w mojej głowie pojawiło się już co najmniej kilka nowych pomysłów, bo ta lista jest jak nigdy niekończąca się historia 🙂

Chcesz podróżować tak jak ja? To prostsze niż myślisz.

Wcale nie jestem „supermenką”. Nie mam kondycji zawodowego sportowca. Nie jestem też milionerką. Tego wcale nie potrzeba, by zacząć odkrywać świat.

Liczy się otwartość na to, co nowe, odrobina samozaparcia i pozytywne nastawienie. Reszta to nieskończone historie, którymi będziesz się dzielić z bliskimi do końca życia.

Zainspiruj się i otwórz na nowe doświadczenia. Wybierz się wspólnie ze mną na wyprawę poza utartym szlakiem. Wyjdź ze strefy komfortu i zacznij odkrywać świat wszystkimi zmysłami.

Wyrusz w nie-zwykłą podróż